Głos Oceanu


maderaDotyk chłodu nocy, wilgotny oddech oceanu, podmuch wiatru i nieustający szum bezmiaru wody. Grudzień, w oddali archipelag Ilhas Desertas, kilka godzin przed świtam. Zamknięte oczy. Na krawędzi urwiska stałam i czekałam, wdychałam tchnienie oceanu, głęboko, jeszcze głębiej… poczuć jego obecność aż w koniuszkach palców. Zmarznięte ciało już nie czuło chłodu, chłodem nocy było. Godziny, kolejne dni, co noc czekałam wraz z blednącymi gwiazdami  aż nadejdzie świt. Przychodził. Zawsze przychodził, czasami smugą światła w pułapie gęstych chmur, czasami oślepiającą kurtyną złota na bezchmurnym niebie.

I poczułam, że częścią spokoju mroku nocy jestem, tych migoczących gwiazd, maleńkim promyczkiem poranka. I obudziła się radość we mnie, że częścią tego bezkresnego świata jestem. I już nie bałam się samotności w mroku nocy, tej przepaści, co pode mną, myśli, że kiedyś odejdę. Głos oceanu. Wszystkich. Czułam ich w sobie i zrozumiałam, że jak przyjdzie czas bez lęku odejdę… falą powrócę, częścią świata będę, inaczej ale nadal będę.

Un toucher de la nuit froide, un souffle humide de l’océan, un bruit incessant de l’eau. Décembre, à quelques heures de l’aube, on aperçoit de loin l’archipel Ilhas Desertas. Les yeux fermés. J’étais débout au bord d’une falaise, j’attendais, je respirais le souffle de l’océan, profondément, encore plus profondément ….  sentir sa présence jusqu’au bout des doigts. Le corps gelé ne ressentait plus le froid devenant lui-même le froid de la nuit.

Les heures, les jours, toutes les nuits j’attendais avec les étoiles déclinantes l’arrivée de l’aube. Il arrivait. Il arrivait toujours, parfois comme une traînée de lumière passant au travers du plafond des nuages denses, parfois comme un rideau aveuglant d’un brillant d’or sur un ciel sans nuages.

Et j’ai senti que je faisais partie du calme de l’obscurité, des étoiles scintillantes, que j’étais un petit rayon du matin. Et la joie s’est réveillée en moi faisant partie de cet univers sans fin. Et  je n’ai plu eu peur d’être seule dans l’obscurité de la nuit, de ce gouffre sous mes pieds qui pense que je m’en irais un jour. La voix de l’océan. De tous. Je les sentais en moi et j’ai compris que quand le temps viendra, je partirai sans crainte … et que je reviendrai comme une vague, que je ferai partie de l’univers, différemment, mais que je continuerai toujours d’exister.