Kilka słów o architekturze z perspektywy lat minionych. Urodzona w Krakowie, wychowana na dziełach znakomitych budowniczych – podziwiałam je. Rotunda Św. Feliksa i Adaukta, romański kościół św. Andrzeja, dzieła architektów Tadeusza Stryjeńskiego, Teodora Talowskiego, polskich architektów przełomu XIX i XX wieku, gdy dorastałam były dla mnie inspiracją i utwierdzały w przekonaniu, że wizje są po to, aby je realizować. Postrzegałam architekta nie jako inżyniera – rzemieślnika, a wizjonera – artystę. Studiując na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej miałam możliwość uczyć się pod kierunkiem wielu wspaniałych profesorów, najbardziej inspirującym nauczycielem był dla mnie profesor Bohdan Lisowski. Niezwykle charyzmatycznym wykładowca posiadający zdolność motywowania studentów do kreatywności i wizjonerstwa. Mojemu rocznikowi w ramach projektowania architektury przemysłowej zadał temat, w równiej mierze fascynujący jak i karkołomnie trudny, zaprojektowania elektrowni atomowej. Ile nocy „zarwałam” nad projektem? – Było ich wiele, ale za „moją elektrownię” dostałam ocenę celującą i to właśnie profesorowi B. Lisowskiemu zawdzięczam przełamanie barier w zakresie kompozycji, estetyki architektonicznej i zastosowanie w projektowaniu pięciu zasadami architektury nowoczesnej sformułowanych przez Le Corbusiera. (jak dziwne są koleje losu, że po latach zamieszkałam w Szwajcarii, ojczyźnie Le Corbusiera).
Ukończyłam studia z wynikiem bardzo dobrym (dyplom u profesora Stanisława Juchnowicza). Nie było we mnie pragmatyzmu, wierzyłam w głębokie, psychologiczne oddziaływanie architektury na człowieka, że rola architekta w społeczeństwie, nie jest taka sama jak kamieniarza czy stolarza. Realizowanie obiektów architektonicznych, to nie tylko budowanie, ale misja społeczna. Jako początkujący architekt rozpoczęłam pracę od projektowanie domów jednorodzinnych. Nastąpił czas konfrontacji z polską rzeczywistością lat 80/90-tych. Lata PRL doprowadziły do zniszczenia ciągłości kultury materialnej w Polsce, której poziom i tak był dużo niższy niż w Europie Zachodniej. Początek lat 90-tych charakteryzowała w budownictwie mieszkaniowym utrata przez polski dom tożsamość, na powstałej estetycznej pustyni architektonicznej w krajobrazie budownictwa nastąpił rozkwit katalogów projektów gotowych domów. Ten nurt porwał mnie. Moje indywidualne projekty zostały przekształcone w projekty typowe do katalogów, w ramach postępującej specjalizacji pracowni architektonicznej. Przez kilkanaście lat projektując projekty katalogowe w ramach firmy Archeton, mimo obowiązujących wytycznych w ramach polityki tej firmy: – 'Najważniejsze w projekcie jest to, aby się dobrze sprzedawał”; przeciwstawiałam się podmiotowemu traktowania procesu twórczego i zrównaniu roli architekta z poziomem maszynki do produkcji „chodliwych” domków. Tworząc koncepcje myślałam o projekcie jako przestrzeni szeroko rozumianego dialogu między dziedzictwem historycznym, regionalizmem, współczesną interpretacją myśli architektonicznej.
Kilkanaście lat „katalogowców” , a marzenia? – W tych latach, jako matka dwojga dzieci nie stawiałam pytań, marzenia w zamian za zapewnienie rodzinie warunków bytowych. Nie było wyboru, ale zawsze w myśl sentencji darowanej mi przez mojego nauczyciela, Ojca „Mojej córce Elżbiecie Annie: Cokolwiek czynisz, czyn dobrze i czekaj końca” Jan Samek
Przez wiele lat moje życie zawodowe wypełniały projekty domów. Równolegle powstawały w większych zespołach projektowych projekty innych obiektów. Z zamiłowania wykonywałam też projekty wnętrz, mebli, elementów wyposażenia takich jak lampy, kraty, kominki. Projektowanie wnętrz to balansowanie miedzy tradycja, a nowoczesnością, wymaga dużej wrażliwości i wyczucia. Uzyskanie satysfakcjonującego efektu nie jest proste. Interpretowanie piękna, proporcji, kształtów, koloru i światła jest jak delikatne kładzenie laserunków na podobraziu. Projektowałam różne wnętrza, ale moim ulubionym stylem był i jest styl rustykalny ze względu na jego malowniczość i ponadczasowość, w przeciwieństwie do wielu nowoczesnych rozwiązań, takie wnętrze jest przyjazne, ciepłe i w miarę upływu czasu nabiera wizualnej szlachetności.
Kiedyś zapytana: – Którą z moich realizacji zawodowych jako architekta uważam za najważniejszą?- odpowiedziałam
To był mój pierwszy projekt domu po ukończeniu studiów. Jego obraz nosiłam w sobie od dawna, za nim narysowałam koncepcje, wiedziałam jaki będzie. Na podobieństwo drzewa co wzrastanie w sobie ma. Rzeźbiarsko malowniczy, łapiący światło pór dnia każdą stroną inaczej, nie podobny ale wsobny, dotykalnie/wizjonersko autorsko mój. Chciałam by był antropomorfizacją członka rodziny, przyjaciela, a nie spełniającą normy, funkcyjną, ekonomiczną kubaturą. Miałam nadzieję, że rodzina która go wybierze jako „ten wymarzony” będzie chciała w nim zamieszkać, nie ze względu na walory użytkowe, czy liczbę pomieszczeń, ale pokocha go za niepowtarzalny urok, za tę cząstkę duszy, którą mu dałam. Niedawno niesiona zrządzeniem losu spotkałam się z inwestorami, którzy przed laty mój pierwszy projekt domu wybudowali. Zwyczajna rozmowa o rzeczach zwyczajnych, bo życie zwyczajnym jest. Wreszcie pytanie, które w sobie od chwili spotkania miałam: – Po tylu latach w tym domu mieszkania, co byście chcieli w nim zmienić? – Zapytałam. Spojrzeli na mnie zdziwieni. – Nic byśmy nie zmienili, lubimy ten dom, wszystko nam się w nim podoba.
Z perspektywy dziś, jako członek SIA – Szwajcarskiego Stowarzyszenia Inżynierów i Architektów w Zurychu, podążając śladem modernistycznego myślenia i szczególnie rozumianego regionalizmu znajdującego swoje odbicie w analizie i interpretacji widocznej we współczesnych realizacjach architektów szwajcarskich, ze smutkiem stwierdzam, że minione lata pokazały, że sukces sprzedaży projektów katalogowych w Polsce, zniszczył indywidualny charakter lokalnego polskiego krajobrazu. Powtarzalność wzorów, nieudolna imitacja stylów, brak interpretacji regionalizmu w projektach, zatarła tożsamość miejsc i oszpeciła historyczną panoramę polskich przedmieść i miasteczek. Dziś krajobraz architektoniczny Polski jest zaśmiecony powtarzalnymi, katalogowymi, uniwersalnymi domami i jeżeli ktoś twierdzi, że masowa dostępność tanich projektów katalogowych to sukces dla polskiego społeczeństwa, to jest w błędzie, to porażka dla decydentów ustawowych i polskiej szkoły architektury. Kiedyś ktoś będzie musiał ten architektoniczny śmietnik posprzątać.
„ Filozofia wyrabia u architekta wielkoduszność i poucza, że nie powinien być zarozumiały, lecz raczej łatwy w obejściu, sprawiedliwy i uczciwy i, co najważniejsze, pozbawiony chciwości, żadnego bowiem dzieła nie można rzetelnie dokonać bez sumienności i prawości. Architekt nie powinien być chciwy, nie powinien myśleć wyłącznie o podarunkach,lecz z powagą winien strzec swej godności i dbać o dobrą opinię(..)” Witruwiusz „O ARCHITEKTURZE KSIĄG X”
Globalizacja gospodarcza, dynamiczny rozwój współczesnych technologii, migracje kulturowe społeczeństw, dziś stawiają przed architekturą i architektami nowe wyzwania. W tych realiach uprawiając zawód architekta, trzeba szczególnie pamiętać, że w projektowaniu architektonicznym nadrzędną motywacją twórcy winno być piękno, celowość, trwałość. Powinno je cechować szerokie spojrzenie w odniesieniu do analizy i syntezy zagadnień estetycznych, społecznych, i filozoficznych. Niestety obecny rynek inwestorski cechuje pogoń za światowym blichtem, co przekłada się na jakość powstających realizacji. Dzisiejsi architekci motywowani „parciem na sukces” w ekshibicjonistycznych dążeniach tworzą kubatury, których wartość jest mierzona rentownością ekonomiczną, źle rozumianym nowatorstwem, koniunkturalną popularnością. Twórcy projektują obiekty, często odzwierciedlające światowe standardy – „top trendy” nie koncepcyjnie, a instrumentalnie; oferujące w rozwiązaniach wykorzystanie zaawansowanych technologiami, nie z konieczności/użytkowości/estetyki, a z przełożenia na powiązania lobbistyczne. Spójrzmy za siebie, patrząc na dzieła wielkich mistrzów z minionych wieków pamiętajmy, że dzieła architektoniczne częstokroć żyją dłużej niż ich twórcy. Zdolność do kreowania wartości w długoterminowym horyzoncie czasu, to jest w misji architekta tak istotne, nie wolno niszczyć krajobrazu architektonicznymi tworami zrodzonymi z pustej, aroganckiej kreacji własnego ego.
W procesie projektowym dla mnie niezmiernie ważne jest twórcze – intuicyjne poszukiwanie wizualnej formy, to czucie, co w akcie tworzenia przez twórce w jego dziele rodzi się. Najdoskonalsze dzieło architektoniczne, i nie ważne, czy to dom niewielki, czy miasto nowe, ważne czy dusza w nim jest, choćby miarą jego wartości złoty posag był, bez duszy jedynie martwym pomnikiem pustej dumy architekta będzie.
Elżbieta Anna Sadkowski (Samek)