By Polska Ojczyzna nasza była silna i potężna.


Nad życie

Był początek czerwca, pierwsze prawdziwie ciepłe dni. Na tydzień z Anglii przy­jechali. Siwowłosi żołnierze i wdowy po tych, co „Ojczyznę nad życie ukochali”, co przed laty z Armią Andersa, gdy „Ojczyzna w potrzebie” o wolną Polskę walczyli. W grupie było ich trzydziestu dwóch. A i jeszcze syn, co matką opie­kował się, bo staruszka poruszała się o kulach, a mimo to odwiedzić kraj oj­czysty bardzo pragnęła. W ponad 100 – letnim, starym pensjonacie, pod wi­zerunkiem Orła Białego wyrzeźbionym na sosrębie, na starówce zamieszkali. Polscy żołnierze z II Wojny Światowej. – Dwaj z by-passami z trudem chodzili, a przecież codziennie na wycieczce w górach byli. Na Kasprowy Wierch też wjechali. Rankiem na okryty mgłą, masyw Śpiącego Rycerza, przez okna spo­glądali – szczęśliwi, bo na powrót w Ojczyźnie, w Polsce byli.

 „Wróć, ucałuj jak za dawnych lat, dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat”

 Wieczorami po kolacji, na jadalni polskie pieśni śpiewali. I mimo, że młodość z „biało – czerwoną” na Monte Cassino zostawili, to taką wielką radość w sobie mieli.

„Przechodniu powiedz Polsce, Żeśmy polegli wierni w jej służbie” – Polski Cmentarz Wojenny na Monte Cassino – pochowano tutaj 1078 żołnierzy… a może więcej, w natarciu zginęło 924, zostało rannych 2930, 345 uznano za zaginionych …- 9 – F-18 w grobie spoczywa 4-ch nieznanych żołnierzy 2 Korpusu – podają materiały źródłowe.

Na ścianie w ramce fotografia: Bronia, Zosia…, My – pokolenie zrodzone w czasach „komuny” i Oni – ostatni żyjący żołnierze z pod Monte Cassino, a w tle masyw Giewontu. Zdjęcie zrobione na pożegnanie, pamięć bycia kilka dni razem. – Potem co roku na Święta Bożego Narodzenia życzenia z za morza słali: …zostańcie w zdrowiu i pokoju… wspominamy, tęsknimy – Rodacy.

Minęło, może niespełna pięć lat. W kwietniu tego roku napisali, że znów przy­jadą do Polski, pod Wierchy Tatr. Będzie ich dwadzieścia jeden osób. Kilka ty­godni później zadzwonił Pan Stanisław z Manchesteru, że przyjedzie tylko osiemnaście osób. Trzech już nie dojedzie – powiedział – Odeszli.

„…18 maja 1944 roku na winach klasztoru Monte Cassino zawisła polska flaga”

Trzech już nie dojedzie…: – Czwarte natarcie, operacja „Honker” 18 maja. – Po ile lat Oni wtedy w maju 1944 r. mieli? – Dwadzieścia jeden, a może dwadzie­ścia dziewięć. Po ile lat dziś mają? – i przyszła myśl, że już chyba Oni, po raz ostatni pod te nasze polskie Tatry przyjadą. To przecież tak być nie może, aby to swoje „Polski kochanie” do obcej Anglii na powrót, na zawsze zabrali. Musi­my tą Ich radością i tym Ojczyzny miłowaniem polskie dzieci obdarować.

Przegaliny

Kiedyś przed laty, dostaliśmy list z Podlasia – szkoły wiejskiej o pomoc woła­nie: „…nasza szkoła mieści się we dworze dziedzica, wzniesionym w II połowie XIX wieku… pięknie tu u nas i najwięcej, jak w całej Polsce, krzyży przydroż­nych jest. Brakuje nam w szkole książek… nie mamy pieniędzy aby kupić opał na zimę… ” I do listu dołączone rysunki dzieci.   Zadzwoniliśmy. Przy trzech krzyżach trzeba skręcić w lewo. – śpiewny głos w słuchawce wyjaśniał nam, jak trafić do szkoły. Kilkaset kilometrów, kilka godzin jazdy. – Wieczór, już chyba blisko jest. Po drodze krzyże przydrożne, co jak drogowskazy dla zagubionych pielgrzymów, na „bezdrożach” drogę wskazywały nam. Rozstaje, a na nich stoją, z konarów splecione, trzy krzyże, te o których nauczycielka wspominała. Skręcamy w lewo. Nad granicą białoruską – Przegaliny Wielkie, miejsce co zda się przez czas zapomnianym być. Jakby na przekór nazwie wieś nieduża, domki parterowe z błękitnymi okiennicami. „Do szkoły prowadzi stara aleja lipowa”- w liście pisało. Ponad 100 – letnie drzewa, oświetlone ostatnimi promieniami zachodzącego słońca rzucały długie cienie… – jak tam wtedy pęknie było. Zabudowania dwor­skie, a na progu uczniowie, rodzice i nauczyciele – tyle godzin czekali. Trzykla­sowa szkółka wiejska, uczniów garstka, może z siedemnaścioro i pięciolatki, bo we wsi przedszkola nie ma, to i do szkoły z rodzeństwem razem przycho­dzą, Dzieci szczuplutkie, buzie blade, a oczka tak niebieskie jak te okiennice w chałupach, co z nich kolor deszcz zmył.

U nas w Przegalinach dziś mieszka niespełna sześćset osób, i dzieci z roku na rok coraz mniej, bo we wsi to najwięcej jest osób starszych i samot­nych kawalerów. Dziewczęta kończą szkoły i za miastowych idą. – opowiadała nauczycielka.

 Przez nieszczelne okna wieje chłodem wieczoru, drewniana podłoga przy stą­paniu ugina się, siedzimy na niskich krzesełkach, w dawnym salonie starego dworu, zamienionym na szkolną klasę. Czytam pożółkły maszynopis, przynie­siony ze biblioteki szkolne: – „Kronika Szkoły Powszechnej „, s.27, słowa kie­rownika szkoły 1919 – 1939 r.:

 – „Dążyć powinniśmy do tego, by Polska ojczyzna nasza była silna i potężna, by ludzie czuli się wolni i szczęśliwi. Do tego dojść możemy wtedy, gdy Pol­ska będzie miała światłych i mądrych obywateli. Wstydem jest nic nie umieć.”

Stary budynek, na remont w gminie pieniędzy brak. Popękane tynki, nierówne ściany pomieszczenia pomalowane na jasny kolor, w tej sali uczą się dzieci z klas od 0 do 1. Po prawej stronie, nad drzwiami namalowany duży Kubuś Pu­chatek, a obok zawieszone plansze : c C jak Cebula, d D jak Dom, ż Ż jak Żaba, i uśmiechnięte rysunki przedstawiające znaczenia liter. Wieczornica – szczere buzie, dzieci z powagą deklamują wiersze polskich poetów, zmęczone, ale szczęśliwe twarze nauczycielek, z dumą spoglądają na swoich uczniów. Ile to lat minęło od wyzwolenia Podlasia, od zakończeniu II Wojny Światowej? – Skromna wiejska szkoła w Przedlatach Wielkich, nad tablicą w klasie zawieszo­ny wizerunek Orła Białego w koronie w czerwonym polu i drewniany krzyż. Pol­ska szkoła w wolnej Rzeczypospolitej Polskiej.

Kolejny wrzesień:  – wczoraj wysłaliśmy: – artykuły szkolne, bloki rysunkowe, długopisy, nożyczki, kredki, zeszyty zestaw obowiązkowych lektur szkolnych w klasach 1-3, dwa wózki dla lalek, lalki, ryzy papieru A4 ( pakowane po 500 arkuszy ) piłki skoczki dla maluszków z „O”- paczka dla szkoły. Uściski dla Dzieci!

Nastały trudne lata, gmina chciała jedyną we wsi szkołę zamknąć, a dwór sprzedać. Mało we wsi dzieci –„Utrzymanie placówki oświatowej jest nieopłacal­ne” – widnieje w liście podpisanym przez sołtysa. Nauczycielki z rodzicami sprzeciwili się decyzji władz gminy, szkoły nie oddali. Wiele miesięcy trwała walka z urzędnikami, ale szkoła nadal we dworze, we wsi Przegaliny jest.

Na niebie rozbłysła pierwsza gwiazdka. Zdrowia, szczęścia – dzielimy się opłat­kiem; dzieci, nauczyciele, rodzice i my, z drugiego krańca Polski. Która to już nasza wspólna Wigilia? – Mimo, ze widzimy się czasami tylko raz w roku, w grudniu, to bliscy jesteśmy. Oni dla nas i my dla nich. I tak troszeczkę, te po­leskie dzieci, z wiejskiej polskiej szkoły i nasze są.

 Dni razem

Z wiosna, jak kombatanci z Anglin napisali, że do Polski przyjadą to powróciły słowa z kroniki szkolnej -„… by Polska ojczyzna nasza była silna i potężna, by ludzie czuli się wolni i szczęśliwi.” – co w pamięci na zawsze zostały, i zapra­gnęłam. aby dzieci z ufnymi buziami z dalekiej podlaskiej wsi pobyły z sędzi­wymi Polakami. List do szkoły posłałam:

…u nas jest już ciepło, ale to góry, pamiętajcie aby dzieci zabrały koniecznie kurtki i czapki. We wtorek od godziny 15 czekamy na Was z obiadem. Przy­jeżdżajcie!

I przyszła wiosna, zazieleniły się tatrzańskie łąki, zakwitły na halach błękitne goryczki, nad brzegami potoków zażółciło się od kaczeńców. Pierwsze dni czerwca, przyjechali, kombatanci z armii Andersa i uczniowie ze szkoły wiej­skiej z Podlasia. I przez te kilka dni razem byli; żołnierze co młodość Matce Polsce oddali i dzieci, którym kiedyś przyjdzie nieść odpowiedzialność za tę Naszą Ziemię Ojczystą. I Oni te „nasze dzieci” tak troszkę pokochali. Cukierki im kupowali, na kolana brali, i tą swoją wielką miłość do tego co polskie im da­wali. Na jadalni wieczorami już po kolacji razem przy stołach siadali, polskie pieśni patriotyczne śpiewali. Bo te dzieci, ze szkoły w Przegalinach, mimo, że sześć- osiem lat dopiero mają to słowa pieśni polskich znają. Roda­cy patrzyli na radosne buzie, i w ich ufnych oczkach odnajdywali wiarę, że to co przed laty, to dla tych dzieci, aby mogły w Wolnej Polsce żyć. Siwowłosy polscy żołnierze łagodnie się uśmiechali, a w ich odchodzących oczach cisza spełnienia była.

 A jakby tej radości było jeszcze mało „na nasze wołanie” przyjechał proboszcz z Podlasia, z którym, przed laty, nić przyjaźni odległej między nami powstała. Człowiek niezwykły trudem codziennym, społecznik, który rodzinom polskim pomaga. On te podlaskie dzieci to od „ kołyski zna”, ich rodzicom ślub w ko­ściele katolickim – dawnej unickiej cerkwi dawał. I z rodakami, po pierwszych słowach, dziedzictwem ojców odeszłych bliski się stał. Przez ten czas bycia razem, swoją ufność w dobro i siłę wiary, w odrodzoną Polskę im dawał.

…Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród. Nie damy pogrześć mowy, Polski my naród, polski lud, Królewski szczep piastowy.

 A wieczorami, gdy już dzieci spały, siwowłosi żołnierze opowiadali o tej młodo­ści, której nigdy nie przeżyli, podporuczniku – ojcu zamordowanym w Katyniu. O ukochanej Polsce, do której po wojnie wrócić nie mogli. A ksiądz opowiadał o zagubionej w tajdze polskiej osadzie, w której na Syberii msze odprawiał, o Polakach na Białorusi do, których co roku jeździ na rekolekcje. Rozmawialiśmy o dobru, które czasami tak trudno odnaleźć, o radości która jest w nas i przez nas…