Krakowska szczuro – populacja, jak tu je policzyć gdy aktów urodzenia osobników brak. Mimo wnikliwych analiz hipotetyczno – selektywnych, w przeliczeniu na: ilość kubłów mnożoną przez przydział kwaterunkowy, uśrednioną liczbę odnotowanych zgonów w plantowych „łapkach”, nadal nikt tak na prawdę nie wie, ile dziś jest szczurów w grodzie Kraka. Jedno jest oczywiste, z pewnością jest ich mnóstwo! Już marzec, jak co roku Wydział Kształtowania Środowiska UMK obywatelom przypomina: – obowiązek odszczurzania wynika z – art. 21 uchwały nr C/1011/06 Rady Miasta Krakowa z dnia 25 stycznia 2006 roku w sprawie regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie Gminy Miejskiej Kraków. Okres od 20 marca do 20 kwietnia to, nie czas spacerów z pupilem nad Wisłą – Mieszkańcy perły turystycznej, wiosna w Mieście Królów Polskich to czas walki na froncie z wszechobecnym szczurem!
Dla tych, co tylko przejazdem pod Wawelem bywają, z pewnością stan permanentnej szczuro – gotowości bojowej wyda się być zdecydowanie przejaskrawiony. Ale czy ktoś z Was wie, co to znaczy, nie „jakiś tam”, ale krakowski szczur? Osobnik poruszający się bezszmerowo radarem wielopokoleniowej pamięci po zakamarka zabytkowych ruder, szczycący się przodkami wywodzącymi się od praszczura, z czasów białogłowy Wandy (notabene wrzaskliwych euro- Niemców, miejskie gryzonie tak samo i dziś nie cierpią).
Podwawelskie szczury, to rattus herbowe, na swoich włościach, mimo uwłaszczeń w PRL, nieprzerwanie od wieków siedzą, i dla radnych miejskich są jak przysłowiowy „wrzód na tyłku” i nie o stan jednostki chorobowej tu chodzi. Wykładane w śmietnikach, profesjonalny atrax, fastin mieszany z przysmakami z Made in China, są nieskuteczne, bo gryzonie na to „nie idą”. Wypasione szczury, byle czego już jeść nie chcą, resztki z fast foodów, niedojedzone zapiekanki z „Żyda”, hamburgery co Bismarcka pamiętają, to jest to co ich podniebienia rajcuje. „W ciągu 2-ch ostatnich dni odeszło 5 psów” alarmuje Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami”. Wyposzczone na pedigree miejskie pupile z rozpaczy jędzą mięso z trutką i jak muchy padają.
Na krakowskich podwórkach, przy wiaderkowych pogawędkach krążą szczuro – historie rodem z kina grozy. Co robić, gdy w zabytkowym stropie, szczury wydrążą korytarze i od lat w nich waletują? A poranne wizyty gryzonia w muszli sedesowej? Pani Tosia, mieszkanka zabytkowej kamienicy pod Wawelem, ugryziona w „pośladek”, na desce sedesowej cegłę położyła i zdeterminowana sikać do nocnika zaczęła. Wyczerpana tym permanentnym dyskomfortem zwróciłam się o pomoc do Naczelnika Krakowskiego Sanepidu : – Co robić! Dyrektor – lekarz, a mimo to człowiek trzeźwo myślący, powiedział: – Droga Pani w Krakowie na jednego obywatela przypada 9, a może 15 szczurów, jednego Pani utłucze, przyjdą kolejne. Szczura należy nie zabić, trzeba zrobić mu krzywdę i wypuścić wtedy on „powie innym”, że tutaj krzywdzą i przestaną przychodzi. Złapać, skrzywdzić, potem pozwolić mu dać dyla. Łatwo powiedzieć, ale jak? – I tu pozostaje liczyć jedynie na obywatelską pomysłowość. A pomysły to krakowianie mają! Mieszkanka traktu królewskiego, nękana przez szczury, i przez zachlanych turystów, wyspecjalizowała się i łapie szczury do słoika. Niestety, tak na marginesie, turysta rzygający do jej surfinii do słoika się nie zmieści. Jeden przyjezdny krawaciarz, jeszcze mało obyty, a już wypasiony prezesik nabył lokal na trakcie królewskim. Pewnej nocy w desperacji szczurowi w sypialni ogon utrwal, nie planowo, tylko tak przez przypadek gdy nie trafił siekierą, (bo o brzuch (nie gryzona) a swój zawadził) i „byle czym” to jest wiadrem próbował go utłuc. Dziś w kuluarach sekretariatu wieś niesie, że prezes na ikeowskich ludwikach spokój od gryzoni chwilowo ma.
Warto też wspomnieć o roli wychowawczej populacji krakowskiego szczura w procesie kształcenia młodych obywateli. Dzieci ze śródmieścia, z naciskiem na szeroko rozreklamowany „magiczny Kazimierz”, nie tylko potrafiła surfować po smarfonie, one wiedzą jak wygląda szczur, potrafią go bezbłędnie zidentyfikować, osaczyć i utłuc byle czym. Kiedyś idąc przez podwórko jednej z kamienic, w celach, nazwijmy to poznawczych, zobaczyłam bawiące się beztrosko młode latorośli mieszkańców zruderowanej oficyny. Dzieci z niezmierną wesołością podskakiwały i powrzaskiwały, koło starego wychodka. Podeszłam popatrzeć co w nich taką radość wzbudza. W dziurze pod progiem znalazły gniazdo szczurów z małymi i pocięły te gołe szczurki na plasterki, z braku opieki rodzicielskiej, a może z racji „dziury przedszkolnej” w śródmiejskim budżecie. Gdy już wszystkie rozczłonkowały, pogoniły w drugi koniec podwórka, gdzie kupa gruzu leżała. Najmłodsze na suche błoto nasikało, a starsze z moczo – miazgi, kubkiem po coca coli, babki robiły. No cóż, niedochodowy ogródek jordanowski co nieopodal był, radni dla ratowania budżetu miasta sprzedali i dziś w miejscu piaskownicy stoi wypasiony apartamentowiec, to i małolaty lukę w polityce prorodzinnej jakoś pomysłem zalepiać muszą. A w tym nowym bloku to apartamenty po 12 tyś. z metra są, bez różnicy, za salony czy lux sławojkę. To i Zośka z pod dwójki, co jej okna na ten cymes wychodzą, nadziwić się nie może, że też ludzie za miejsce, za proszeniem „do srania” tyle kasy co ona w rok zarobi, płacą.
Krakowscy radni nie są chciwcami, nie przywłaszczają przestrzeni publicznych, aby je sprzedać sektorowi prywatnemu, nie komercjalizują oświaty, samorządowcy podejmują działania z głęboka rozwagą pamiętając o zaufaniu jakim obdarzyli ich wyborcy. „Cała Polska czyta dzieciom”, Kraków to nie bezduszny Hameln, dla Magistratu dobro dzieci jest najważniejsze, jednak mając na uwadze pęczniejącą dziurę w budżecie, i nie plagę, jedynie pojedyncze, szczurze incydenty, szczurołap dla UMK byłby ze wszech miar przydatny : Wiek nieistotny, referencje niewymagane, nie musi być kreatywny, ani samodzielny, może być niemy w mowie i piśmie byle cokolwiek na flecie umiał grać. Flecistę zatrudnię od zaraz!
Elżbieta Anna Sadkowski
(tekst opublikowany www.portal-pisarski.pl 2012r)